No to kochani zaczynamy wkraczać w obszary, które sa tak piękne, że słowo pieknie to za mało... Krótko gdzie byliśmy: park radal siete tazas- gdzie podziwialiśmy siedem bazaltowych jezior, spaliśmy na pięknym campingu przy rzece i chcąc nie chcąc zrobiliśmy niezły trekking w czymś co jak jurek mówi nazywa się fesz fesz ;-) , następnie wyruszylismy do kolejnego parku słynną panamericaną, podziwialiśmy wulkan antuco z iście księżycowym krajobrazem, a spaliśmy w parku gdzie poznaliśmy siłę wiatrów spadowych, kolejnego dnia na trasie zabrakło paliwka i uratowała nas butelka od naszej kuchenki, spaliśmy na dziko z pszczołami i konikami ;-) motocykl był na jurkowej myjni w rzece, co jak się okazało dzień później za wiele nie było widać, dalej piękno rzeki bio-bio i cały dzień szutrow, mordercze podjazdy i zjazdy ale strzała i kierowca dali radę... Po tym przejedzie trzeba było zrobić wielkie pranie ;-), kolejny dzień, kolejny park, każdy piękniejszy od poprzedniego, emocje dnia poprzedniego dały nam się we znaki, krajobraz...przerażająco piękny... Jedziemy dalej, jak znajdziemy sposobność zalaczymy fotki, mamy się świetnie ;-)
niespiesznie przez życie? TAK! PO WIELOKROĆ! w drodze jesteśmy od kilku lat, teraz bardziej RAZEM niż kiedykolwiek wcześniej... zatem: ...ku przygodzie...! .
czwartek, 27 lutego 2014
Fiuu fiuu rzekłby wróbelek Ćwirek...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz