sobota, 19 lipca 2014

POZEGNANIA, POWITANIA I NIESPODZIANKI :-)

kochani, zatem my juz w domu... zalczamy nasze pozegnanie, powitalna niespodzianke i nasza koncepcje na kolejna wyprawe...a co! zamieniamy sie miejscami ;_) POZDRAWIAMY SERDECZNIE I DZIEKUJEMY ZA WASZA CZUJNOSC I WSPARCIE, ZA WSZELKIE SLOWA OTUCHY I ZA TRZYMANE KCIUKI BLOG BEDZIE SOBIE ISTNIAL A MY BEDZIEMY PISAC DALSZY JEGO SCENARIUSZ AHOJ MONIKA I JUREK NIESPIESZNI

poniedziałek, 14 lipca 2014

POLSKA-CHILE-ARGENTYNA-BOLIWIA-PERU

Nadejszla wiekopomna chwila... podsumowan czas zaczac! START 11 LUTY 2014, FINISZ 16 LIPIEC 2014, DNI- 155, PORY ROKU- LATO, JESIEN, ZIMA, ILOSC PRZEJECHANYCH KILOMETROW - 25 454,4, ILOSC KILOMETROW PRZEJECHANYCH INNYMI SRODKAMI TRANSPORTU:)- OK 2600, NAJWIECEJ PRZEJECHANYCH KILOMETROW JEDNEGO DNIA- 570, NAJMNIEJ PRZEJECHANYCH KILOMETROW JEDNEGO DNIA- 0, ILOSC TREKKINGOW- 3, ILOSC PYTAN O DROGE- NIEZLICZONA, PIERWSZE SLOWA PO HISZPANSKU, KTORE ZADZIALALY...- SE PUEDE ACAMPAR AQUI?, FLACZKI- LACZNIE 3, ZUZYTE OPONY- 2 PRZOD, 3 TYL, ILOSZ WYMIENIONYCH SZPRYCH - 9 I WIECEJ, ILOSC WYMIENIONYCH SPREZYN- 1, ILOSC PEKNIEC OBRECZY- 5, ILOSC STRACONYCH LUSTEREK- 1, ILOSC WYWROTEK- 1.5 + WSZYSTKIE NIEZLICZONE W BLOTKU, NOCE W NAMIOCIE - OK 100, NAJTANSZY CAMPING- 7 ZL, ILOSC POGRYZIEN PRZEZ KOMARY I INNE LATAJACE STWORY JEDNORAZOWO - 300 I WIECEJ...(JURKOWI NIE CHCIALO SIE LICZYC, BO ONE GRYZLY TYLKO MNIE), ILOSC ATAKOW INNYCH ZWIERZAT- 2 (1 PAPUGA + 1 PELIKAN OCZYWISICIE MNIE MONIKE ATAKOWANO :), ILOSC WIZYT W SZPITALU-1 , DENTYSTA-1 (W PERU), STRACONE OKULARY PRZECIWSLONECZNE- 3 (NIE PYTAJCIE JAK HIH), ZLAMAN-0, ILOSC PRZECZYTANYCH KSIAZEK- 7 + 2 W TRAKCIE, NAPRAWY GPS-1, STRATY W SPRZECIE- KINDLE, TABLET I TELEFON, ILOSC SPOTKANYCH TAK ZWANYCH DOBRYCH DUSZKOW- NIEZLICZONA!, WRAZENIA----BEZCENNE!!!!, WHAT NEXT?? ......

niedziela, 13 lipca 2014

Kawasaki hmmmm

....nie do konca bowiem mielismy mozliwosc by kontynuowac nasza podroz, tak jakbysmy tego chcieli...co za tym idzie, pozostaje nam planowac kolejna ...wszak, trzeba "nadrobic" zaleglosci :) no coz...Ja sercem jestem przy naszej strzale, wiozla nas dzielnie przez setki kilometrow i to nie jej wina (naszej strzaly) ze inzynierowie nie za bardzo sie wykazali konstruujac ten motocykl (Jak mowi Jorge :)) coz sie dzialo? Otoz od momentu tych 21 dni do powrotu.... obrecz pekala raz na 3 dni, w sumie naprawialismy ja pieciokrotnie (jak widzicie, w roznych okolicznosciach i z roznymi ludzmi) nalezy podkreslic, ze WSZYSTKIM SPAWACZOM I POMAGIEROM KLANIAMY SIE W PAS DZIEKUJAC ZA POMOC (GRACIAS A TODOS POR SU AYUDA!!!!!), poniewaz bez jednej z tych pomocy moglibysmy nadal byc gdzies lecz niewiadomo gdzie :) Obrecz pekala, nam pekaly serca do tego motocykla a dni uciekaly... celem bylo opuscic Peru 8 lipca, tak by spokojnie dotrzec do Santiago i przygotowac motocykl do sprzedazy.... 5 lipca 2014 roku, kiedy to mielismy okolo 2700 km do santiago obrecz pekla tak, ze stracilismy wszelkie nadzieje...zaczela sie walka z czasem, obrecza, zmeczeniem... Pierwszy autostop zatrzymal sie sam widzac dwoch umeczonych ludzi pchajacych motocykl.) Ciezarowka podjechalismy ok 300 km, nastepnie oczekiwanie (i modlitwy ) na autokar, ktory zabral nas (i mototcykl)do Tacny (tuz przy granicy z Chile),tutaj bylismy w nocy, nastepnego dnia staralismy sie znalezc transport do Chile ale bylo to niemozliwe zatem po raz koljeny spawanko i wamos na granice, przejechalismy ok 100 km motocyklem do Chile, tam po wielu trudach znalezlismy ciezarowke ktora zabrala nas (samochody i nie wiadomo co jeszcze)do Santiago (podrozowanie motocyklem bowiem z peknieta i spawana w 5 miejscach obrecza okazalo sie zbyt niebezpieczne), jak sie okazalo, przejechalismy 100 km i... ciezarowka sie zepsula, nocleg w ciezarowce i rano powrot... Znalezlismy sie w punkcie wyjscia, kolejny dzien, kolejne pytania kierowcow... I swiatelko w tunelu.... mozemy jechac z...pomidorami:) tak tak, zabralismy sie z Alfredo, przefantastycznym kierowca ciezarowki jezdzacym do Santiago transportujac pomidory heh ciezarowka na miare transformersow.) bagatela 38 godzin i dojechalismy do Santiago, tutaj nasz Aniol Gabriel nas odebral i uslyszelismy pierwsze CONGRATULATIONS! Coz, zycie nie zawsze sie uklada tak jakbysmy tego chcieli, trzeba zawszy byc gotowym na zmiany, na nowe... Jurek codziennie zakladajac kask krzyczal :"KU PRZYGODZIE!!!"wsiadajac do ostatniej ciezarowki powiedzialam to samo.... coz teraz??? hmm KU PRZYGODZIE!!! ps. zostancie z nami, niebawem podsumowanie podrozy i mala niespodzianka na deser :)