niedziela, 13 lipca 2014

Kawasaki hmmmm

....nie do konca bowiem mielismy mozliwosc by kontynuowac nasza podroz, tak jakbysmy tego chcieli...co za tym idzie, pozostaje nam planowac kolejna ...wszak, trzeba "nadrobic" zaleglosci :) no coz...Ja sercem jestem przy naszej strzale, wiozla nas dzielnie przez setki kilometrow i to nie jej wina (naszej strzaly) ze inzynierowie nie za bardzo sie wykazali konstruujac ten motocykl (Jak mowi Jorge :)) coz sie dzialo? Otoz od momentu tych 21 dni do powrotu.... obrecz pekala raz na 3 dni, w sumie naprawialismy ja pieciokrotnie (jak widzicie, w roznych okolicznosciach i z roznymi ludzmi) nalezy podkreslic, ze WSZYSTKIM SPAWACZOM I POMAGIEROM KLANIAMY SIE W PAS DZIEKUJAC ZA POMOC (GRACIAS A TODOS POR SU AYUDA!!!!!), poniewaz bez jednej z tych pomocy moglibysmy nadal byc gdzies lecz niewiadomo gdzie :) Obrecz pekala, nam pekaly serca do tego motocykla a dni uciekaly... celem bylo opuscic Peru 8 lipca, tak by spokojnie dotrzec do Santiago i przygotowac motocykl do sprzedazy.... 5 lipca 2014 roku, kiedy to mielismy okolo 2700 km do santiago obrecz pekla tak, ze stracilismy wszelkie nadzieje...zaczela sie walka z czasem, obrecza, zmeczeniem... Pierwszy autostop zatrzymal sie sam widzac dwoch umeczonych ludzi pchajacych motocykl.) Ciezarowka podjechalismy ok 300 km, nastepnie oczekiwanie (i modlitwy ) na autokar, ktory zabral nas (i mototcykl)do Tacny (tuz przy granicy z Chile),tutaj bylismy w nocy, nastepnego dnia staralismy sie znalezc transport do Chile ale bylo to niemozliwe zatem po raz koljeny spawanko i wamos na granice, przejechalismy ok 100 km motocyklem do Chile, tam po wielu trudach znalezlismy ciezarowke ktora zabrala nas (samochody i nie wiadomo co jeszcze)do Santiago (podrozowanie motocyklem bowiem z peknieta i spawana w 5 miejscach obrecza okazalo sie zbyt niebezpieczne), jak sie okazalo, przejechalismy 100 km i... ciezarowka sie zepsula, nocleg w ciezarowce i rano powrot... Znalezlismy sie w punkcie wyjscia, kolejny dzien, kolejne pytania kierowcow... I swiatelko w tunelu.... mozemy jechac z...pomidorami:) tak tak, zabralismy sie z Alfredo, przefantastycznym kierowca ciezarowki jezdzacym do Santiago transportujac pomidory heh ciezarowka na miare transformersow.) bagatela 38 godzin i dojechalismy do Santiago, tutaj nasz Aniol Gabriel nas odebral i uslyszelismy pierwsze CONGRATULATIONS! Coz, zycie nie zawsze sie uklada tak jakbysmy tego chcieli, trzeba zawszy byc gotowym na zmiany, na nowe... Jurek codziennie zakladajac kask krzyczal :"KU PRZYGODZIE!!!"wsiadajac do ostatniej ciezarowki powiedzialam to samo.... coz teraz??? hmm KU PRZYGODZIE!!! ps. zostancie z nami, niebawem podsumowanie podrozy i mala niespodzianka na deser :)

2 komentarze:

  1. ahoj przygodo:)) niech trwa:))) ściskamy WAS serdecznie ja i mój Poeta, który dzielnie pracuje ku chwale ojczyzny:)) my też ku przygodzie:) za rok powiemy magiczne słowo TAKKKKKK, czujecie???';))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny przegląd możliwości transportowania motto :) Brawo

    OdpowiedzUsuń